sobota, 8 września 2012

Rozdział czterdziesty ósmy (wersja druga)

NIESPODZIANKA ! :D
Druga wersja ostatniego rozdziału z tego opowiadania ;)
(początek zbieżny z pierwszą wersją)

Obudził mnie dźwięk budzika, którego wcale nie chciałam usłyszeć. To był ten dzień. Dziś miałam na zawsze pożegnać się z Londynem i wyprowadzić do USA. Podniosłam się z łóżka cała załamana. Szybko wykonałam poranną toaletę i ubrałam się. Malować mi się nie chciało, a poza tym zapewne i tak rozmazałabym sobie makijaż, płacząc. Zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. W kuchni ojciec przywitał mnie krótkim „dzień dobry”, jednak nie odpowiedziałam. Zachowywałam się jak jakieś widmo. Niby byłam i robiłam wszystkie swoje zwyczajne czynności, ale nie odzywałam się i byłam kompletnie bez życia. Wszystko się zawaliło, całe moje życie.
Po rozmowie z Niall’em nie dałam rady porozmawiać z Rachel, więc zrobiłam to dopiero następnego dnia, czyli wczoraj. Rozpłakała się tak, że nie mogłam jej uspokoić. Próbowałam pocieszyć ją tym, że będzie mnie często odwiedzać, jednak nie pomogło. Zresztą na mnie też to nie działało.
Po zjedzeniu śniadania byliśmy już praktycznie gotowi, żeby jechać. Jednak ojciec obiecał mi, że zanim udamy na lotnisko, pojedziemy do domu dziecka, żebym mogła pożegnać się z Rachel. Kiedy dotarliśmy przed budynek okazało się, że chłopcy też tam są. Wszyscy, oprócz Niall’a. Zauważyłam również Dianę, z którą ja i Rachel się zaprzyjaźniłyśmy.
- Hej. – przywitałam ich smutno, wychodząc z samochodu.
- Cześć. – odpowiedzieli mi jak zwykle chórem, jednak tym razem bez ich entuzjazmu.
Rachel niemal natychmiast rzuciła się na mnie, cała we łzach.
- Będę tak strasznie z tobą tęsknić! – łkała.
- Ja za tobą też. – również się rozpłakałam.
Przyjaciółka nie chciała wypuścić mnie z uścisku, jednak w końcu zrobiła to, by dać innym szansę, żeby się ze mną pożegnać.
- Dbaj o Rachel. – szepnęłam do Zayn’a, kiedy się z nim żegnałam.
- Nie martw się, będę. – odparł. Nie martwiłam się. Wiedziałam, że dotrzyma słowa.
Pożegnałam się z pozostałymi chłopcami i Dianą, czując się coraz gorzej.
- A co z Niall’em? – spytałam ostrożnie.
Chłopcy nie odpowiedzieli, tylko spuścili wzrok.
- Nie ma zamiaru przyjść, tak? – spytałam, załamującym się głosem.
Pokiwali głowami na znak, że mam rację i popatrzyli na mnie ze współczuciem.
- Przykro nam. – powiedział cicho Liam.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Zrobiliśmy nasz ostatni grupowy uścisk, po czym starałam się opanować łzy, nie chcąc rozklejać się przed ojcem. Wsiadłam do taksówki. Kiedy odjeżdżaliśmy wyglądałam przez szybę, patrząc ze łzami na moich przyjaciół, na moją rodzinę. Dziś ich opuszczałam. Na zawsze.
Wydawało mi się, że nic nie było mi dziś przychylne. Nawet radio. Puścili w nim piosenkę, która w tym momencie najlepiej nadawała się do zdołowania mnie, gdyż idealnie opisywała sytuację w jakiej się znajdywałam. Wsłuchiwałam się w tekst piosenki Taylor Swift „Breathe”.

I see your face in my mind as I drive away
Cause none of us thought it was gonna end that way
People are people
And sometimes we change our minds
But it's killing me to see you go after all this time

Music starts playin' like the end of a sad movie
It's the kinda ending you don't really wanna see
Cause it's tragedy and it'll only bring you down
Now I don't know what to be without you around

And we know it's never simple, never easy
Never a clean break, no one here to save me
You're the only thing I know like the back of my hand

And I can't breathe without you
But I have to
Breathe without you
But I have to

Never wanted this, never wanna see you hurt
Every little bump in the road I tried to swerve
But people are people
And sometimes it doesn't work out
Nothing we say is gonna save us from the fall out

And we know it's never simple, never easy
Never a clean break, no one here to save me
You're the only thing I know like the back of my hand

And I can't breathe without you
But I have to
Breathe without you
But I have to

It's 2 a.m., feelin' like I just lost a friend
Hope you know it's not easy, easy for me
It's 2 a.m., feelin' like I just lost a friend
Hope you know it's not easy, easy for me
And we know it's never simple, never easy
Never a clean break, no one here to save me
You're the only thing I know like the back of my hand

And I can't breathe without you
But I have to
Breathe without you
But I have to

Sorry, sorry 
Sorry, sorry 
Sorry, sorry 
Sorry

Śpiewałam po cichu „Sorry” i już dłużej nie udało mi się powstrzymać łez. Rozryczałam się na dobre. Myślałam, że może to przekona mojego tatę do zmiany decyzji, jednak przeliczyłam się.
- Robię to dla twojego dobra. – upierał się.
- Jakiego mojego dobra?! – nie wytrzymałam. – Rozdzielasz mnie z najważniejszą osobą w moim życiu i to ma niby być dobre?!
- Zobaczysz, że potrafisz żyć bez niego. Tak będzie lepiej. – odpowiedział, po czym odwrócił się tyłem do mnie, uznając rozmowę za skończoną.
Siedziałam na siedzeniu, płacząc niemiłosiernie i co chwilę wycierając nos w chusteczki. W końcu ujrzałam budynek lotniska – dojechaliśmy. Zapewne wyglądałam, jakbym szła na skazanie. Zresztą właśnie tak się czułam.
Wysiedliśmy, ojciec zapłacił taksówkarzowi za podwózkę i wyjął nasze walizki, po czym udaliśmy się do wnętrza zatłoczonego pomieszczenia. Tylu ludzi, gnających nie wiadomo dokąd. Jedni szczęśliwi, jak na przykład rodziny lecące na wakacje, bądź w odwiedziny do krewnych, inni obojętni, jak biznesmani, dla których była to jedynie część pracy. Jednak kogoś takiego, jak ja – płaczącego, załamanego – nie było. Czułam się samotna, pomimo obecności tych wszystkich ludzi.
Odnieśliśmy bagaże, po czym udaliśmy się do naszego terminalu. Stałam cierpliwie w kolejce, choć jedynym, co naprawdę chciałam wtedy zrobić było zacząć krzyczeć, aby pozwolić emocjom się ze mnie wydostać. Może wtedy byłoby mi lepiej…
Przyszła nasza kolej. Tata załatwił wszystko, czas na następny etap. Położyliśmy nasze podręczne bagaże na specjalnej taśmie, po czym przeszliśmy przez bramki. Nie zapiszczało, więc poszliśmy dalej. Zebrałam swoje rzeczy i skierowałam do dalszej części lotniska.
Wtedy usłyszałam jego głos:
- Amanda!
Odwróciłam się natychmiast i zobaczyłam, jak Niall próbuje się przedostać przez pierwsze przejście, jednak jeden ze strażników powstrzymał go, a inni już biegli, by mu pomóc.
- Niall! – krzyknęłam rozpaczliwie.
Chciałam do niego pobiec, jednak moja reakcja była zbyt wolna. Ojciec złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w drugą stronę lotniska.
- Puść mnie! – próbowałam się wyrwać, jednak nie dałam rady, a Niall’a już zaczęli wyprowadzać.
- Amanda! – krzyczał nadal. – Amanda, kocham cię!
Ojciec przyśpieszył, przez co musiałam odwrócić głowę, żeby się nie przewrócić.
„Niall'a zabrali. Ja za jakieś pół godziny wylecę do Stanów Zjednoczonych”. To była nasza ostatnia szansa na naprawienie wszystkiego. Nie udało się. Właśnie ponownie wszystko straciłam…

*Pół roku później*
Amanda, kocham cię!
Ostatnie słowa Niall’a nadal dudniły w mojej głowie niczym echo, zupełnie, jakby to było wczoraj. A przecież minęło już tak dużo czasu… Jednak ja nadal nie umiałam się pozbierać. Ciągle towarzyszyło mi uczucie pustki, braku czegoś. A raczej kogoś. Tym kimś był Niall.
Z początku, gdy widywałam go w telewizji, natychmiast zmieniałam kanał, żeby się nie rozpłakać. Jednak teraz czasem sama włączam sobie filmiki z nim na youtubie, żeby zobaczyć jak się śmieje, wygłupia, śpiewa. Wtedy czuję się, jakbym była bliżej niego. Jest mi wtedy lepiej.
Ale czasami nadchodzą depresyjne noce, kiedy nie umiem zasnąć, bo nie mogę przestać o nim myśleć i o tym, jak bardzo za nim tęsknię. Kiedy praktycznie cały czas, który powinnam poświęcić na sen, przepłakuję. Noce takie, jak ta.
Teraz siedziałam na łóżku z telefonem w ręce, ponownie zastanawiając się, czy nacisnąć zieloną słuchawkę. Do tej pory nadal nie skasowałam jego numeru, nie umiałam. Czasem liczyłam, że może on zadzwoni, jednak nie zrobił tego…
Ponownie skupiłam się na telefonie. Wpatrywałam się w niego, jak zahipnotyzowana. W końcu mój palec sam zawędrował na odpowiedni klawisz.
Usłyszałam sygnał. Pierwszy. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty. Szósty. Siódmy. Ósmy. Dziewiąty. Dziesiąty. Numer nie odpowiada.
Spróbowałam ponownie. Pierwszy. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty. Szósty. Siódmy. Ósmy. Dziewiąty. Dziesiąty. Numer nie odpowiada.
Rzuciłam telefon na drugi koniec pokoju i krzyknęłam z rozpaczy. Położyłam głowę na poduszce i ponownie zaczęłam wylewać morze łez.
Amanda, kocham cię! Amanda, kocham cię! Amanda, kocham cię!…

*Perspektywa Niall’a*
Amanda łączenie. – przyglądałem się wyświetlaczowi mojego telefonu.
Serce mówiło mi tak, lecz rozum mówił nie. Tak bardzo za nią tęskniłem, ale wiedziałem, że nie mogę odebrać. To tylko pogorszyłoby sprawę. Słysząc swoje głosy zatęsknilibyśmy jeszcze bardziej, przez co mocniej byśmy cierpieli. A ja nie chciałem sprawiać jej bólu, zresztą sobie też nie chciałem go więcej dodawać…
Rozłączyło. Odetchnąłem, jednak napis połączenia zaraz pojawił się ponownie. Przypatrywałem się ekranowi, walcząc ze sobą w środku. „Nie możesz tego zrobić, nie możesz”, powtarzałem w myślach.
Po chwili ponownie rozłączyło, a napis połączenia nie pojawił się już więcej. A co jeśli to była ostatnia szansa? A co jeśli Amanda, już więcej nie spróbuje się ze mną skontaktować? Co jeśli uzna, że musi zapomnieć i zacząć żyć od nowa? Co jeśli… znajdzie sobie nową miłość?
Nie mogłem znieść tej myśli. Tak bardzo ją kochałem. Tak cholernie mocno. Ale nie mogłem z tym nic zrobić…
Położyłem się na łóżku i rozpłakałem jak małe dziecko.
______________________________________________________________

Heeeeeeeeeeeeej ! :D
Dedykacja dla @AniaBieberPL i jej przyjaciółek, które prosiły o taką wersję ;) Mam nadzieję, że się podoba, wydaje mi się, że wyszło całkiem nieźle :)
Póki co nie wracam do pisania tego bloga. To tylko taki mały prezent, ode mnie, dla Was ;)
Baaaaaaaaardzo ładnie Was proszę, jeśli przeczytałyście, skomentujcie :3 Żebym wiedziała, że ktoś nadal czasem wspomina Amandę i Niall'a ♥
Całusy,
Olga

P.S. Po prawej nowa sonda ile osób czyta. Klikajcie !

EDIT: MUSICIE OBEJRZEĆ TEN FILMIK, PORYCZAŁAM SIĘ NA NIM ! [LINK]